wtorek, 7 czerwca 2016

Za co nie znoszę mojego psa - czyli kiedy Riff pracuje na moją nerwicę w niedalekiej przyszłości

Większość postów na tym blogu ma wydźwięk pozytywny - piszę o moich postępach w pracy z Riffem, o rzeczach, które nam w tym pomogły, o tym, nad czym obecnie pracujemy... Jednak nie chcę go idealizować - nie raz już wspominałam, że jest jeszcze wiele rzeczy do wypracowania. Dlatego dziś postanowiłam dla odmiany wysmarować ''skargę'' na Riffa.

1) Kupa to wciąż danie prima sort. Podobnie kości niewiadomego pochodzenia znalezione na spacerach.
Niestety nadal zdarza się, że Riff podda się pokusie i skosztuje aromatycznego brązowego batona. A potem jest zdziwienie, że matka nie chce z nim komend przez resztę spaceru ćwiczyć, żeby nie dotykać palcami jego pyska przy podawaniu smaczków...
Czasem mam cierpliwość, czasem jednak szlag mnie trafia, bo on doskonale wie, co oznacza ''fe'' i że w zamian za rezygnację z śmierdzących smaczności dostanie super profita. Jednak niejednokrotnie gówniany instynkt zwycięża, Riff ignoruje moje słowa i po chwili przybiega do mnie, oblizując się z zadowoleniem. Niestety, zjadanie śmieci to czynność, która sama się nagradza przez jej wykonanie.

2) Odwołanie, które niestety szwankuje
Co do psów - jest o wiele, wiele lepiej. Przez ost. miesiące odnotowałam dwa nieudane odwołania. Mój biedny pies musiał koniecznie polecieć się przywitać, kiedy zupełnie nie oczekiwałam takiego zaćmienia umysłowego z tego strony (tak, wiem, moja wina).
Zwierzyna - odwołanie nie działa, pies głuchy, no normalnie zero kontaktu z pacjentem. Pod tym kontem mamy zamiar zacząć pracę od lipca, przy użyciu odpowiedniego sprzętu i pomocy wykwalifikowanego, doświadczonego szkoleniowca. Trzymajcie kciuki! ;)

3) Notoryczne napinanie smyczy
Na początku Riff chodził jak dziki - ciągnął do wszystkiego i do wszystkich. Teraz o ile rwanie się do każdej istoty żywej i krzaczka, zmieniając przy tym co chwilę strony zostało wyeliminowane, to dalej walczymy z notorycznym napinaniem smyczy podczas wspólnych psich spacerów i na początku długiego spaceru. z tego powodu pokusiłam się na przeczytanie ''Aria równaj!'' J. Gałuszki, zachęcona pozytywnymi opiniami. Jestem ciekawa, co w tym temacie ma szaremu Kowalskiemu ze swoim Azorem do zaoferowania najbardziej chyba znany polski trener i behawiorysta. No cóż, jestem w połowie, jak przeczytam całość, to wyskrobię kilka słów opinii.




Psia lektura na nudnym wykładzie. ;)

4) Kontakty psio-psie według Riffa
Mój pies to socjopata. Naprawdę. Jest natrętnym debilem, który nie widzi albo nie chce widzieć CSów wysyłanych przez inne psy i często podbija do innego futrzaka zdecydowanie zbyt żywo i natarczywie się zachowując. Jeszcze gorzej, gdy trafi się nieśmiały, lękliwy pies bądź po prostu ciepła klucha, która nie potrafi zaznaczyć ostrzegawczym warknięciem czy kłapnięciem zębami swojej przestrzeni osobistej i ustalić zasad wspólnej zabawy. Wtedy Riff cały czas próbuje wejść mu na głowę. Po prostu go gnoi.
Dlatego staram się dobrze dobierać Riffowi kumpli do wspólnych spacerów. Obecnie mamy 4 znajomych psiarzy, z którymi razem spacerujemy. Jednak z zabawą z nowo poznanym psem też nie ma problemu o ile napotkane na spacerze futro ma podobną posraną osobowość bądź jest po prostu pewnym siebie osobnikiem, który umie wyznaczyć swoją przestrzeń osobistą i komfort - wtedy Riff nie jest natarczywy, widać, że ma respekt do takiego psa. 

5) O boże, pies!
Inny canis to dla Riffa bodziec wyzwalający ekscytację - jak wielokrotnie pisałam. Jeśli nie zareaguję w porę przekierowaniem na siebie uwagi za pomocą smaczka lub komendą ''siad'', którą b. ładnie wykonuje, to będzie opcja ''olaboga, muszem się zapoznać''. Inna sprawa, że z boku wygląda to nie raz nie jak chęć przywitania, ale zamiar degustacji drugiego futrzaka. Na szczęście w tym temacie nie mam co jojczyć, bo już rzadko kiedy zdarza nam się taka akcja, cały czas ćwiczymy.

Ostatnio też borykaliśmy się ze spadkiem motywacji do pracy - głównie na jedzenie. Koniec końców, po doedukowaniu się w tym temacie, dodaniu większej ilości pozytywnego nastawienia, a zmniejszeniu wymagań co do pracy w rozproszeniach + spaleniu połowy miski (tj. Riff dostaje śniadanie normalnie, a kolację ''na wynos'' - czyli w ramach nagrody za ćwiczenia) wychodzimy z dołka. Wczoraj już całkiem dobrze ogarniał się na dworzu. :)

A czym Was pies doprowadza czasem do szewskiej pasji? Czy może macie okaz idealny, bez ukrytych wad fabrycznych? ;)

8 komentarzy:

  1. Świetna notka :D :D Uśmiałam się :D Chyba zrobię taką samą u siebie bo to naprawdę materiał na dobry wpis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie czekam :D Zachwycamy się postępami, to i pomarudzić czasem sobie możemy. :D

      Usuń
  2. Jedzenie "batonów". Dzisiaj Speed trochę podegustował i po przyjśiu do domu z pracy czekała mnie (nie) miła niespodzianka w postaci oddania tego, o co tak krzyczałam. :) to tego pogoń za zwierzyną i za kotami. Do psów nie wiem czy leci, nie miał możliwości być luzem w pobliżu jakiegoś psa ostatnio. To są najbardziej wkur... rzeczy. Z którymi walczymy.. Chociaż komenda "do mnie" staje się tak odruchowa, że ostatnio odwołałam go od tarzania się w czymś i z pogoni za sarną, gdzie już pościg zaczął, więc uważam to za ogromny sukces. A! i sprawa braku motywacji. Też to mieliśmy. U nas nagroda to tylko żarcie, zabawki psa nie interesują. Też ostatnio wynosiłam mu jeden posiłek na treningi. Ogólnie zauważyłam, że lepsze efekty daje u nas nauka czegoś, przerwa i później powrócenie do tego niż wałkowanie czegoś non stop. Widzę to po treningach agility. Muszę bardzo pilnować progu ćwiczeń, bo niestety pies szybko poddaje się stresowi, widać to po jego sierści i łupieżu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę odwołania od pogoni za sarną. Co do treningów, to też muszę pilnować ilości, żeby pies mi się nie znudził i mu nie spowszedniały - dopiero teraz to dostrzegłam i po wprowadzeniu tego postanowienia w życie widzę, że chętniej ćwiczy, kiedy robimy to trochę rzadziej. :)

      Usuń
  3. Super wpis! Chyba każdy ma czasem tak, że pies - nawet ogarnięty odwali jakis numer. Mnie Tajga czasem doprowadza do szewskiej pasji - zwłaszcza, że potrafiła czegos np pół roku nie robić a tu masz... :/ Jak sie ogarnę, to również wezmę na tapete nasze postępy, strachy Tajgi i to, czym mnie irytuje. Ciesze się, że kup nie żre, no 2 razy się jej zdarzyło... z kumpelą Nuką, bo ona jest smakoszką, w szoku byłam, po 1,5 roczny pies nagle o batonach zamarzył :P Jak coś przeskrobie, to mówie jej (w żartach), że oddam ją na Paluch, tam zobaczy, jak inne psy żyją skoro tak jej źle w domu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riff to degustator batonów. Niestety. Już o wiele rzadziej, niż kiedyś, ale jednak. I też bywa tak, że długo nic nie ''upoluje'' i nagle mam pecha 3 dni pod rząd uda mu się coś ''liznąć'', bo jak usłyszy mój OPR to daje w długą, oblizując się z zadowoleniem. :P

      Usuń
  4. O, też mam Gałuszkę na półce, odłożony na "po magisterce" ;) I jak się czyta? U nas taką rzeczą, która doprowadza mnie do szału jest stołowanie się na mieście. Na szczęście batony są nie w smak Bąblowi, ale wszystkie kości, chleby, resztki... Mmm!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza połowa książki wywarła na mnie dobre wrażenie, ale nie przeszłam jeszcze do meritum, więc się nie wypowiem - po ost. egzaminie we wtorek biorę się za czytanie. :) Stołowanie się na mieście jest beznadziejne, ale ja, powiem szczerze, czasem wole te cholerne kupy, bo mniej mnie stresuje, jak zobaczę, że posmakował kupy niż jakiejś kiełbasy itp-bo to drugie może być zatrute bądź z gwoździami - już za dużo się naczytałam o takich rzeczach. :/

      Usuń