sobota, 9 kwietnia 2016

O złych ludziach, którzy trzymają psy w klatce...

No cóż, trochę za dużo czasu już minęło od ostatniego posta, więc stwierdziłam, że warto coś z siebie wycisnąć. ;)



Kiedyś klatka kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z narzędziem do bezpiecznego transportu psa, ale jak w wielu innych kwestiach - Riff szybko zweryfikował moją wiedzę. ;)

Na początku czarny zostawał pięknie w domu - zero niszczenia i hałasowania. Sam był max 4-5h. Do dyspozycji miał jeden pokój, z którego profilaktycznie usuwaliśmy przed wyjściem wszystkie rzeczy potencjalnie nadające się do pogryzienia jak książki na biurku, ubrania na fotelu itp.
Pewnego dnia Riff zrobił nam niespodziankę w postaci rozdrobnionego obicia fotela. ;) Samego fotela nie bardzo mi szkoda, bo to stary shit z czasów PRL-u, który służy za zapasowe łóżko w pustym pokoju. Zresztą biorąc psa do domu - czy to szczeniak czy adopciak po przejściach - trzeba się liczyć z możliwością zniszczeń.
Jednak Riff przejawiał wtedy skłonność do jedzenia rzeczy niejadalnych - miał już na koncie wyrzygane kawałki szmaty i dupkę gumowej świnki. Dlatego bałam się, że część smakowitego obicia wylądowała w jego żołądku.

Potem długo był spokój. Kolejny epizod - pies zżarł 3 guziki, bo mój chłopak zostawił sweter na krześle.
Dodam, że niszczenie zdawało się nie mieć żadnego związku z intensywnością spaceru przed naszym wyjściem i czasem, przez który był sam - rozwalił sweter, wsunął guziki i rozpierniczył piórnik po całym pokoju w czasie 20 minut naszej nieobecności, a wcześniej miał długi, 1,5h spacer.

Zaczęłam szperać na psich forach i tak dowiedziałam się o klatce. Początkowo się wahałam, ale im dłużej czytałam o kennelu, tym bardziej byłam przekonana o słuszności swojego pomysłu.  Podpytałam znajomą ze studiów, która klatkowała swojego pitta - szybka decyzja, klatka w domu.
Rodzice łapali się za głowę, co to za cuda! ''pies w klatce! Jak można psa w klatce zamykać! Zachciało mi się trudnego psa ze schroniska, z poprzednimi kupionymi nie było takich problemów!'' Jednak uparłam się na swoim.
Riff nie zdziwił się na widok klatki, za to obszczekał psa ze zdjęcia na jej opakowaniu. <mój geniusz> ;)

No i pozostał prawidłowy trening klatkowy, od którego tak naprawdę wszystko zależało.
Założenie klatki kennelowej jest takie, że futrzak ma ją traktować jako swój azyl, pokoik, miejsce odpoczynku i wyciszenia, gdzie nikt mu nie przeszkadza, nie chodzi nad głową itp.
Podczas przyzwyczajania psa do klatki nie można go na siłę tam wciskać, zamykać drzwiczek, kiedy jeszcze nie jest oswojony z zostawaniem w środku - żaden negatywny bodziec nie ma prawa zaistnieć, inaczej wszystko spieprzymy.
Na początku oczywiście Riff obwąchał sobie kennel, zajrzał nawet do środka, ale nie pokusił się, żeby do niego wejść. Pokazałam mu, że drzwiczki się zamykają i otwierają, wywołując przy tym metaliczny hałas - szybko się do niego przyzwyczaił.
Przez pierwszy dzień rzucałam mu smaczki koło klatki, żeby dobrze ją sobie skojarzył.
Na drugi dzień smaczki i jego kocyk wylądowały w środku - i tej nocy pies już zdecydował, że w będzie tam spał. :)
Kolejne dni były treningiem przymykania ich na sekundę, kiedy Riff był w środku. Za każdym razem nagradzając czarnego.
Później ćwiczyliśmy zostawanie w kennelu jak byliśmy w domu - my w innym pokoju, a pies w klatce jadł sobie konga.
Oczywiście czas był sukcesywnie wydłużany. Szybkość treningu trzeba dostosować do psa - mój bardzo łatwo zaakceptował kennel, ale są takie, które mogą się zniechęcić próbami zbyt szybkiego przyzwyczajenia ich do przebywania w klatce. Trzeba z wyczuciem robić kolejne kroki i jeśli pies zareaguje negatywnie - cofnąć się do poprzedniej ''lekcji''. Należy przy tym pamiętać, że nie można wypuszczać futrzaka z kennela w momencie, kiedy szczeka, skamle, piszczy, próbuję się wydostać. Dopiero, kiedy wyłapiemy moment, w którym się uspokoi - chociażby na minutę - możemy otworzyć drzwiczki. W przeciwnym razie utrwalimy mu, że takie zachowanie wywołuje naszą reakcję i przynosi pożądany przez niego skutek.

Dzisiaj uważam, że kennel to jeden z naszych najlepszych psich zakupów, jeśli nie ''number one''. :) Pies nie ma problemu z zostawaniem samemu, ja nie muszę się martwić, że zniszczy coś, robiąc sobie przy tym krzywdę. 
Okazało się nawet, że kundel mniej przeżywa moje wyjście, jak zostaje w klatce. Jeśli wychodzę, a inni są w domu, to kręci się, piszczy, wygląda mojego powrotu - może wynika to też z chęci zasygnalizowania pozostałym domownikom, że jeden z nich sobie poszedł? Nie wiem. ;) W każdym razie zostawiłam włączoną kamerę, wychodząc z domu. Pies leżał spokojnie. Kiedy zamknęłam drzwi nasłuchiwał moich kroków. Jeszcze jakiś czas leżał i słuchał (zero wiercenia się, piszczenia, prób wydostania się czy szczekania), po czym zaczął drzemać. Dodatkowym dowodem na to, że kundelos w pełni akceptuje to straszne narzędzie jest fakt, że można zostawić go w przymkniętym kennelu (nie zasunąć blokady), a i tak nie wyjdzie, chociaż normalnie otwiera sobie drzwi łapą. ;)

Powiem szczerze, że strasznie bawią mnie te wszystkie komentarze ''miłośników zwierząt'' na forach, grupach facebookowych itp. Ludzie nie rozumieją idei stosowania klatki kennelowej, metalowe pręty kojarzą im się z więzieniem - ale psu nie. Dla psa to tylko pudełko ułożone z metalowych patyków. ;) Uwielbiam te wszystkie bulwersy ''jak to można psa klatkować, moje śpią na kanapie, a nie w klatce, bo dla mnie to członkowie rodziny'' itp. Mój też śpi na kanapie, na fotelu, nawet w łóżku z nami. Ale kennel ma i mieć będzie, bo pewnie jeszcze nie raz się przyda. Tym bardziej, że od kiedy moi rodzice są na emeryturze, to praktycznie nie zostaje sam (no może na max 1h), więc jak po studiach wyprowadzę się z domu, to będzie musiał przyzwyczaić się, że chodzę do pracy i na pewno tutaj kennel pomoże, uniemożliwiając mu realizację głupich pomysłów. ;)

Od kiedy klatka pojawiła się w domu pies wyraźnie się wyciszył, przestał się tak kręcić, zwracać na siebie uwagę - zadziałało skojarzenie: kiedy wchodzę do kennela = odpoczywam, a wcale nie był do niej odsyłany, sam wybierał, że chce tam leżeć.
Co prawda od kiedy ma pozwolenie wchodzenia na meble - jednak miejsce na kanapie koło matki jest fajniejsze. ;)



Poza tym chciałam się pochwalić, że od kilku tygodni Riff pięknie odwołuje się od psów i to nawet tych w bliższej odległości! A w tym roku mamy już przechodzone z endomondo ponad 635 km. :)